Rozmiar: 5184 bajtów Rozmiar: 16336 bajtów
Menu:

:: Strona Główna
:: Magna Mater
:: Ogólnie o RPG
:: Opowiadania
:: Download

Systemy:
:: Zew Cthulhu
:: Świat Mroku
:: Neuroshima
:: Monastyr
:: Deadlands
:: Poza Czasem
Galeria:
:: Magna Mater
:: Rysunki
:: Fotorelacje
Inne:
:: Prasa o nas
:: Forum
:: Linki

Twórca strony:
Pharaun e-mail




Zaprzyjaśnione serwisy:






Wielosfer - wszystko w jednym



WMIG

Prasa o nas


W Lochach Inkwizycji
Tygodnik Regionalny 31 października 2005

W lochach inkwizycji

LARP - to trzeba przeżyć!
Kiedy się dowiedziałam, że mam wziąć w tym udział, o LARP-ie wiedziałam tyle co nic. Jednak gdy redaktor naczelna w skrócie nakreśliła mi, jak to wszystko ma wyglądać, to przyznam szczerze, że z niecierpliwością czekałam na dzień, kiedy zagram. Wszelkie wątpliwości rozwiał telefon jednego z członków Ząbkowickiego Klubu Fantastyki MAGNA MATER. Poinformował mnie, że całość będzie przebiegała w konwencji inkwizycji XV/XVI wieku. "Proszę się nie martwić, przez te 7 godzin na pewno nie będzie się pani nudziła"powiedział. Tego akurat byłam pewna...

Co to jest LARP?
Zacznę od wyjaśnienia tego, czym jest właściwie LARP? Nazwa ta pochodzi od pierwszych liter angielskich słów "live action role play". Jest to pewna odmiana gry fabularnej rozgrywana na żywo. Jedyną osobą, która zna scenariusz jest Mistrz Gry - scenarzysta i reżyser w jednej osobie. Pozostali uczestnicy są aktorami, którzy odgrywają określone role - wcielają się oni w swoje postacie. Jednak trudność polega na tym, że nie znają scenariusza. Aktorzy improwizują zdania, które zapewne wypowiedzieliby ich bohaterowie. Prowadzący zdradza każdemu aktorowi tylko tyle informacji, ile posiada jego postać w chwili, gdy gra się rozpoczyna. Gracze dostosowują się do zaistniałej sytuacji i robią to, co właściwie jest dla kreowanych przez nich bohaterów.

Oby mnie nie spalili na stosie...
Kiedy już w pełni uświadomiłam sobie czym jest LARP, a także bliżej zapoznałam się z krwawą historią inkwizycji (w szczególności z wszelkimi nieludzkimi torturami) zaczęłam mieć lekką tremę. Ciągłe pytania: "czy sobie poradzę?" chodziły mi po głowie. Ale jak mogłabym sobie nie poradzić? To tylko zabawa i doskonale wiedziałam, że będę się dobrze bawiła. Zastanawiałam się także nad tym, jaka będzie moja postać? W sumie to może być każda, byle tylko nikt nie spalił mnie na stosie za szerzenie herezji.

Zanim zaczęła się gra
W sobotę, 29 października 2005 roku, o godzinie 8.40 dotarłam do ZOK-u. Miałam ze sobą jakieś przebranie stylizowane na więźniarkę, aparat, dyktafon i masę pomysłów w głowie. Gdy weszłam do środka zobaczyłam grupkę sympatycznych młodych ludzi, którzy od razu wiedzieli, że jestem przedstawicielką lokalnej gazety. Pokrótce przedstawili mi główne założenia LARP-u. Gdy weszliśmy na salę i przebraliśmy się w dość niecodzienne kostiumy. Mistrzowie Gry (było ich dwóch) przydzielili nam postacie. Ja stałam się Lilią Radmond, młodą dziewczyną, która miała zostać beatyfikowana. Moja postać posiadała także cudowne zdolności leczenia ludzi. Przez to została oskarżona o szerzenie herezji. I teraz stałam się nią - przez następne kilka godzin zapomniałam o jakiejś Marcie Zieleń, byłam po prostu Lilią i miałam jeden cel: przeżyć! Oczyścić się z wszelkich zarzutów i po prostu przeżyć.

W więzieniu
...siedzieliśmy w zimnym, ciemnym więzieniu, podzieleni na dwie grupy. Muszę przyznać, że szybko wczułam się w panujący tam klimat. Pilnowało nas dwóch niezbyt sympatycznych (żeby nie użyć tutaj brzydszych słów) strażników: Mariasz Gorvan i Oktawian Roghart. Raz po raz byliśmy wzywani na przesłuchania do dwóch inkwizytorów, którzy nie pytali nas wprost, czy jesteśmy winni. Udawali miłych, podobno chcieli nam pomóc, namawiali do współpracy. Mało tego nawet szli na ustępstwa: kiedy doniosłam na kogoś, dostałam w dowodzie łaski suchą bułkę i wodę w blaszanym kubku, o czym nie powiedziałam potem współwięźniom. Normalnie rozmawiałam z nimi, słuchałam różnych plotek i próbowałam dowiedzieć się o każdym prawdy. Jednocześnie miałam tą świadomość, że jestem w jakimś ""reality show" i pod maską życzliwości i solidarności towarzyszy niedoli kryje się chęć przeżycia...

Czekając na wyrok...
Podczas kolejnych przesłuchań wyczułam ton "Qui non est mecum, contra me est"(kto nie jest ze mną, ten jest przeciwko mnie). Musiałam odpowiadać na coraz bardziej nachalne pytania inkwizytora śledczego Bernarda Tarle. Musiałam podać szczegóły, których nie znałam, a jeśli nawet znałam, to nie potrafiłam przypomnieć sobie nazwisk "heretyków". Wreszcie strażnicy wyciągnęli mnie z celi, na prowadzone przez nich inne przesłuchanie. Towarzyszył nam Mistrz Gry, który informował nas o naszych prawach. Rzucił kostką - okazało się, że mogę okłamać pomocników. Na szczęście pytania okazały się mało precyzyjne i łatwo można było je ominąć używając przeróżnych sztuczek erystycznych. Wróciłam do celi, gdzie coraz bardziej dawało się odczuć atmosferę nadchodzącego powstania - wśród nas był jego przywódca. Próbowałam przekonać innych, że powstanie to nie tylko walka o idee, ale przede wszystkim ludzka śmierć(bez względu na to, czy jest się oprawcą czy ciemiężonym). Wiedziałam, że jeśli ono wybuchnie, to pomogę każdemu - w końcu miałam zostać świętą.

Winna
Strażnicy wdarli się do więzienia. Na inkwizytorach ciążyła presja, aby jak najszybciej wydać na śmierć ludzi przekonanych o tym, że to właśnie ich życie powinno zostać darowane. Aż wreszcie nadeszła chwila prawdy - Strażnik kazał nam się ustawić w rzędzie. Bernard Tarle i Igor Petroniusz de Vares ustalili już karę w imię Jedynego, który pragnie tylko śmierci szerzących herezję ludzi. Występowaliśmy po kolei i słuchaliśmy. "Lilia Radmond. Tajemnicza osoba, o której mamy niewiele informacji, oskarżona o czary. W imię Jedynego uznajemy cię winną, a w akcie łaski skazujemy na szybką śmierć przez ścięcie". Jednak moje wcześniejsze obawy okazały się uzasadnione - dobrze, że to nie stos...

Upadek
Z późniejszej opowieści Mistrza Gry dowiedzieliśmy się, że nasze egzekucje nie były tak urozmaicone, jak wygłoszone wcześniej wyroki. Wszyscy więźniowie zostali zasztyletowani, a ich ciała zostały spalone. Oprawców kilka minut później zamordował oszalały tłum powstańców.

Za kulisami
Po zakończeniu zabawy rozmawialiśmy o LARPie, wymienialiśmy się spostrzeżeniami na temat gry, a także kreowanych przez nas postaci. Rozmawiałam z Mistrzami Gry, którzy jednocześnie kreowali swoje postacie - udało im się pogodzić ze sobą obie funkcje. Dowiedziałam się także, że pomysłodawcami tego LARPa są Filip Kotarski i Jacek Dąbrowski, którym członkowie Ząbkowickiego Klubu Fantastyki MAGNA MATER dziękują za stworzenie podstaw do gry. Wszyscy byli zadowoleni. Muszę przyznać, że nie nudziłam się ani chwili - było wspaniale! Na koniec stwierdzę tylko jedno: tego nie da się dokładnie opisać. LARP - to trzeba przeżyć!

MZ

Powrót na górę strony

Zapraszamy na:
Rozmiar: 4892 bajtów
Forum
Magna Mater
&
Wielosferu


Co to jest RPG? (Pharaun)



Na skróty - ostatnio dodane:

Wprowadzenie do Zew Cthulhu i trochę o mackach :) (Pharaun)

Wprowadzenie do Neuroshimy (Dark Devil)

Czary w Poza Czasem (Żaba)

"Przebudzenie" opowiadanie w świecie Neuroshimy (Dark Devil)

"Kwestia interpretacji" opowiadanie (Eldor)

Lochy Inkwizycji - artykuł z Tygodnika Powiatowego

"Cień we mgle" - World Of Darkness (Fujin)

Tworzenie postaci (Fujin)